Pandemia zarzewiem rozwodu

Raport z czasów pandemii, część pierwsza.. I - #zostańwdomuNie zostałam w domu dużo bardziej niż byłam w nim już wcześniej, od czasów narodzin Mila. Jedyną zauważalną zmianą jest to, że zaprzestaliśmy jakichkolwiek odwiedzin i zapraszania do nas gości. Czyli i tu niewiele się zmieniło, znajomych na żywo widziałam ostatnio... w czerwcu ubiegłego roku? Ciężko jest … Czytaj dalej Pandemia zarzewiem rozwodu

Dziecko u władzy. Dialogi z Damacjuszem, część 2

Nadgryzłam temat rozmówek z Damacjuszem, chwaląc się ongiś tak trochę, jakie to mądre i wygadane mam dziecko, po czym zostawiłam Was z dialogami cokolwiek gównianymi. Może czas wreszcie, u progu wiosny (tak! To już TEN czas, kiedy budzą mnie śpiewy ptaków!), odczarować ten śmierdzący wizerunek mojego starszego syna, z jakim pozostaliście? Dziś wybór rozmówek z … Czytaj dalej Dziecko u władzy. Dialogi z Damacjuszem, część 2

KUPAmięci. Dialogi z młodzianem

Droga nasza blogerka Basia stworzyła kiedyś wpis (o, ten), który dał mi asumpt, czy wręcz porządnego kopa do zaopatrzenia się w notatniczek, z pietyzem ku temu celowi wybrany w lokalnym papierniczym. W nimże to, z założenia, zapisywać mam co mądrzejsze, bądź śmieszniejsze wypowiedzi Damacjusza. Nie ma tam w sumie zabawnych jego słówek, gdyż takie nie … Czytaj dalej KUPAmięci. Dialogi z młodzianem

Wieczorne poważne rozmowy z dwulatkiem

Damacjusz leży zakopany w pluszakach po uszy i domaga się rzetelnego usypiania od tatusia. Z racji obecnego etapu Damacjuszowego rozwoju usypianie owo rozwija się w ciąg dialogów. - Tata, połóż się tu z nami! - mówi młodzian, gdyż ja leżę, całkiem udanie pozorując zasypianie, na swym łóżku usytuowanym koło Damacjuszowego. - Teraz nie mogę, kochanie, … Czytaj dalej Wieczorne poważne rozmowy z dwulatkiem

A Ty za co ją winisz?

Winię cię za poczucie niespełnienia, za marnotrawienie talentów, za sprzeniewierzanie się swoim marzeniom. Winię cię za nerwowość, za stres i ciągłe poczucie niewyspania. Winię cię za otyłość brzuszną, powracającą jak cholerny bumerang ilekroć razem romansujemy. Winię cię za uporczywe osłabianie kolan oraz wiecznie narastający ból kręgosłupa. Winię cię za brak czasu dla najważniejszych. I winię … Czytaj dalej A Ty za co ją winisz?

O silikonie i upośledzonej spostrzegawczości

Jak na kobietę jestem istotą żałośnie mało spostrzegawczą. Dość powiedzieć, że na studiach cierpiałam katusze pozostając w niewiedzy co do obiektu świeżo mi przekazywanej plotki, kiedy nie pomagały ani szczegółowy opis ubioru danej osoby, ani wnikliwa charakterystyka jej relacji społecznych, ani nawet, Boże zmiłuj, personalia. Albo, że zmianę fryzury u koleżanki z pracy odnotowuję najwcześniej … Czytaj dalej O silikonie i upośledzonej spostrzegawczości

O czytelniczym rasiźmie i śmierci legendy

W pewien grudniowy wieczór - niestety nie śnieżny, biały i puchowy, o nie, nic z tych rzeczy, mamy ocieplenie klimatu i grudzień się tej koncepcji twardo w ten wieczór, a był to wieczór wczorajszy, trzymał - robiąc rutynową przebieżkę po nagłówkach świeżo namnożonych w skrzynce maili zostałam w twarz uderzona niespodziewaną wieścią. Co tu kryć, … Czytaj dalej O czytelniczym rasiźmie i śmierci legendy

O różowych żłobkach. Czy coś w stylu tęczowego jednorożca.

Dzisiaj będzie krótko (ale może za to treściwie), gdyż ogary zwęszyły trop zająca i poszły w las. Co skutkuje czasochłonącym (właśnie tak, nie inaczej pisanym) polowaniem na chyżego długoucha, któren chwilami wygląda mi trochę na takiego kreowanego lustrzaną powierzchnią. Ale nie, to wszystko siedzi w mojej głowie, to wszystko mój wymysł, zając jest realny! ("Zły … Czytaj dalej O różowych żłobkach. Czy coś w stylu tęczowego jednorożca.

Zwierz mi się, sąsiedzie

Nielicznie tego dnia przebijające się przez kożuch chmur promienie słońca grały wesołym złotem we włosach Damacjusza, kołysanych lekkimi podmuchami wiatru. Powietrze było rześkie jak na sierpień, więc wózek pchało się całkiem przyjemnie. Jego wielkie terenowe koła furkotały raźno na pozbruku. Było miło, beztrosko. Z uśmiechem więc szerokim powitałam dłubiącą coś przy swych tujach sąsiadkę. Widziałam … Czytaj dalej Zwierz mi się, sąsiedzie

A może…? Smoczy jeździec

I wykoncypowałam. Choć czas, jakiego potrzebowałam na dojście do tej jakże skomplikowanej konkluzji, świadczy co najmniej nienajlepiej o mojej niekoronowanej.Tadam tadam, werble i fanfary, jej miałkość (nie, że w ogóle, aż tak nie zamierzam się przecież umniejszać, ale z racji i z uwagi na ów czas długi, jaki był potrzebny) Herne wprowadza do blogowego swego … Czytaj dalej A może…? Smoczy jeździec

Tornado watching

Wieczorem dnia przedwczorajszego, w zasadzie to bardziej już nocą - według rachuby przeciętnego człowieka, choć dla tej części określanej wdzięcznym mianem sów, do jakiej swoją osobę, mimo dorobienia się pociechy, wciąż jeszcze zaliczam, to był ewidentnie wczesny wieczór - nadeszła burza. Ot burza, powiedzieć kusi, nic szczególnego. Pogrzmi, pobłyska, popada, od wielkiego dzwonu i powieje … Czytaj dalej Tornado watching