Święta z zaskoczenia. I chrzest. Bojowy.

Zbliżały się święta i Mariannę gryzło podskórne przeświadczenie, że coś chyba jeszcze miała zrobić. Że w ogóle coś planowała. Przygotować, czy upiec, czy zorganizować...? Coś jej jakby umknęło. Zerknęła w kalendarz. Och. Święta były znacznie bliżej niż się spodziewała. Któż, u kaduka, ośmielił się jej skraść kilka przedświątecznych dni? Na oko z dziesięć? - Policzmy … Czytaj dalej Święta z zaskoczenia. I chrzest. Bojowy.

O czytelniczym rasiźmie i śmierci legendy

W pewien grudniowy wieczór - niestety nie śnieżny, biały i puchowy, o nie, nic z tych rzeczy, mamy ocieplenie klimatu i grudzień się tej koncepcji twardo w ten wieczór, a był to wieczór wczorajszy, trzymał - robiąc rutynową przebieżkę po nagłówkach świeżo namnożonych w skrzynce maili zostałam w twarz uderzona niespodziewaną wieścią. Co tu kryć, … Czytaj dalej O czytelniczym rasiźmie i śmierci legendy

A wy kiedy w końcu będziecie mieć dziecko?

Puszczasz takie pytanie w eter i dziwisz się, że pada jakaś wymijająca, bądź głupia odpowiedź. Typu "nie stać nas na dziecko" (abstrahując od przypadków, kiedy jednak taki argument jest cokolwiek prawdziwym), czy "najpierw kariera", lub "nie chcemy mieć dziecka". Oczywiście nie zamierzasz na tym poprzestać, w końcu jesteście rodziną/dobrymi znajomymi z pracy/wymieniającymi codziennie polityczne uwagi … Czytaj dalej A wy kiedy w końcu będziecie mieć dziecko?

Jak cukrzyca ciążowa mnie uratowała

Czarna Pantera poprawiła okulary na kocim nosie. Odeszła kilka kroków i przyjrzała się krytycznie nagłówkowi przekrzywiając głowę. - Bardziej "klikalny" - orzekła w końcu - byłby tytuł "Jak cukrzyca ciążowa uratowała moje życie". Ann pokiwała głową. - Tak, ale nie czułabym się chyba komfortowo z taką przesadą. Choć nie jest, oczywiście, wykluczonym, że i takie … Czytaj dalej Jak cukrzyca ciążowa mnie uratowała

Ciąża to (nie)CHOROBA

Rozalynd rozparła się na mentalnym swym szezlongu, wyciągnęła nogi daleko przed siebie. Mebel ten zacny pozwalał jej na taki zabieg, choć nogi miała iście długie, jak antylopa gnu, czy inne okapi. Pozwoliła, by Matylda napełniła jej kieliszek wybornością malibu (z pozdrowieniami dla Seeker, która była łaskawa przypomnieć mi, wygłodniałej już nieco alkoholu, o czymś tak … Czytaj dalej Ciąża to (nie)CHOROBA

Czarno. Biało. Mleczno.

Są tacy, którzy uważają, że to obrzydliwe.Są tacy, którzy nie życzą sobie oglądać tego w przestrzeni publicznej. Albo nawet oglądać w ogóle, gdziekolwiek.Są tacy, którzy najchętniej zamknęliby taką delikwentkę w domu, żeby nie narzucała się ze swoim bezeceńskim procederem porządnym obywatelom.Są tacy, którzy choć wiedzę w temacie mają minimalną, albo przestarzałą, albo wypaczoną przez narosłe … Czytaj dalej Czarno. Biało. Mleczno.

O czarnych porzeczkach na macierzyńskim

Czarna Pantera, z - jakżeby inaczej - czarnym marsem na czole, zasiadła nad nieskalaną bielą papieru. Takie są najstraszniejsze i najbardziej ponętne zarazem. Zagrało zaraz na niej ażurowe od zwieszających się nad stołem winorośli światło; rozbłysła kusząco i onieśmielająco jednocześnie. - Psia dupa - westchnęła Czarna Pantera, gdy tylko poczuła na przedramieniu delikatny pocałunek ciepła … Czytaj dalej O czarnych porzeczkach na macierzyńskim

Boj-ę żłobkowe

Czarna Pantera spojrzała spode łba na odpicowaną do bólu arystokratycznych kocich gałek ocznych Matyldę. Przyznać musiała w duchu, iż ta wyglądała oszałamiająco w dopasowanej krwistoczerwonej sukni, z delikatną koronką na plecach, rozkloszowującą się bufiasto poniżej wciętej linii talii. Oszałamiająco JAK ZAWSZE, wypada dodać z kronikarskiej dokładności. Szał szałem, sama jednak ubrana w skromny szary dres … Czytaj dalej Boj-ę żłobkowe

Empatyczny brak empatii, czyli coś na kształt…

Kilka dni wstecz. Pogrzeb ojca chrzestnego Czarnej Pantery. Mnóstwo ludzi, na czarno, na szarokolorowo, na posępnie. Artyści, muzycy, rodzina, dalsi i bliżsi znajomi. Jeden z pierwszych ciepłych dni tej wiosny. - Chcieliśmy Jego i Ciocię zaprosić do nas jak się zrobi ładnie. Jeszcze nie byli u nas, odkąd kupiliśmy dom - mówi Czarna Pantera ze … Czytaj dalej Empatyczny brak empatii, czyli coś na kształt…

Retrospekcje szeregowej

Szczury uciekały w panice z tonącego okrętu. Jedne, o mniejszej chyba nieco inteligencji od pozostałych, skakały desperacko w wysokie wody z chlupotem rozbijające się o burty. A może one po prostu były lepszymi pływakami? Inne, znalazłszy linę przerzuconą pomiędzy pokładem a szalupą, z dzikim wizgiem kotłowały się przy niej, niepomne na wszelkie względy koleżeństwa i … Czytaj dalej Retrospekcje szeregowej

Po pierwszej Wielkanocy z dzieckiem

Przeżyłam święta. W jednym kawałku, bez zauważalnych zmian w psychice, bez odnotowanego uszczerbku na przyzwoitym humorze. Przyzwoitym, a nie dobrym, gdyż jednak trzeba było ruszyć szanowne cztery literki z przytulnego gniazdka z widokiem na las i kwitnące jabłonie, i gdzieś jechać. Przyznać muszę, iż nie było źle. Nie było aż tak, jak się obawiałam, że … Czytaj dalej Po pierwszej Wielkanocy z dzieckiem

Zdążyć przed refleksją

Jest tak. Siedzę sobie na łóżku, ręce mam pełne śpiącego Młodego. Wdycham jego maślany zapach (wyczytałam gdzieś w bezkresnych internetach o rewelacyjnej i niepodważalnej skuteczności MASŁA na ciemieniuchę. A że postanowiłam w miarę możliwości nie traktować delikatnej skóry Młodego zbędną chemią, to ochoczo z takiej porady skorzystałam. Proszę bardzo - zjedzcie i zjedźcie mnie jeśli to … Czytaj dalej Zdążyć przed refleksją

Wypuszczam na wiatr… pegaza

Najtrudniejszy jest (zawsze?) pierwszy krok. Krok, nie myśl o nim. Myśli jest tysiące, jedna lepsza od drugiej, a potem po kolei dławione przez rzeszę oponentów. Lenistwo, niewiarę w powodzenie, w sens, we własne siły. Słabą organizację czasu. Przez konkurencyjne myśli w końcu. Dobra. Wykonuję to najtrudniejsze. Powoli podnoszę nogę... I pojawiają się jak najbardziej zasadne … Czytaj dalej Wypuszczam na wiatr… pegaza