Dwie połówki różnych jabłek

Pod rozciągniętymi na ziemi kurtkami, na których siedziały żółciło się całkiem sporo opadłych liści. Ale i tak było im zimno w tyłki.
Czarna Pantera zastanowiła się przelotnie, czy nie odbije się to na ich zdrowiu, Matyldzie było wszystko jedno, a Kriss chyba wcale o tym nie myślała. Ściskała oburącz swój kubek z jaśminową herbatą, wpatrując się w kołujące na wznoszącym prądzie żurawie. Donośny klangor ptaków odbijał się echem od ściany lasu.
– Coraz częściej, można powiedzieć, że tak trochę cyklicznie, powracają do mnie myśli o rozwodzie. – Powiedziała nagle. Towarzyszki jak na komendę zwróciły twarze w jej stronę. Matylda otworzyła usta, Czarna Pantera zmarszczyła brwi. Rozalynd zmaterializowała się tuż przy nich niewiadomo do końca skąd, bo w sumie żadna z nich nie zastanawiała się wcześniej dokąd ich koleżanka polazła. A teraz stała obok, ściskając w dłoni witkę wierzby mandżurskiej, ewidentnie skądś zajumanej i nadstawiała czujnie ucha pod tęczową czapką.
– A przynajmniej – odchrząknęła Kriss – coraz częściej i chyba z coraz większym uporem zastanawiam się, czy jest sens, by to ciągnąć, czy to naprawdę osoba, z którą chcę się zestarzeć.
– O? – Rozalynd zdobyła się na głęboki komentarz.
– Bo w sumie to tak sobie myślę, że od związku, od życiowego partnera oczekiwałabym jednak dużo więcej. W sensie, no wiecie… mocniejszego zainteresowania mną, jako człowiekiem. Nie, jak osobą, z którą się mieszka i w związku z tym dzieli obowiązki domowe na pół. W końcu jesteśmy partnerami, a nie współlokatorami. A on… jest dla mnie ostatnio jak po prostu dobry kolega. To chyba nie jest wystarczające do satysfakcjonującej relacji małżeńskiej? – Kriss zawiesiła pytająco głos.

Dziewczyny milczały. Rozalynd opuściła głowę i w zamyśleniu pogładziła palcem trzymaną w drugiej ręce gałązkę. Matylda utkwiła wzrok w przestrzeni przed sobą, niby od niechcenia śledząc skaczące na falach refleksy jesiennego słońca. Czarna Pantera zaś zainteresowała się niestrudzenie krążącymi żurawiami. Nie wiedzieć dlaczego, przez myśl przemknęło jej skojarzenie z sępami.

– Czasami mówię sobie – ciągnęła Kriss – że hej, ale on przecież dba o mnie, o, rogala mi kupił marcińskiego, zupełnie sam z siebie, nieproszony, bo wie, że je lubię. Może przewraca mi się trochę w dupie, że chciałabym jeszcze, byśmy mieli więcej wspólnych tematów do rozmów, może współdzielili światopogląd? Że chciałabym, by interesowało go moje życie wewnętrzne, by entuzjastycznie wspierał moje dążenia do realizacji marzeń…? Już nawet nie wspominam o lubieniu tych samych form spędzania czasu, jakichś wędrówek po lasach, które sprawiałyby podobną frajdę nam obu.
– Wiesz, patrząc na was oboje z boku – Matylda niedbałym ruchem odsunęła z oczu niezmiennie jedwabiste kosmyki, spojrzała uważnie w twarz Kriss – mam takie wrażenie, że w przeciągu kilku minionych lat wasze drogi po prostu się trochę rozeszły. Jak by to ująć…?Zmieniacie się, ale każde w innym kierunku. A może nawet zresztą… tylko ty się zmieniasz?

Kriss przez chwilę patrzyła w głębię zielonych oczu przyjaciółki, nim spytała ją co ma na myśli.
– Noo… – wyjaśniła Matylda – kiedy weszliście w ten związek oboje byliście inni. Na przestrzeni następnych lat ty poprzestawiałaś swoje priorytety, zaczęłaś inwestować w rozwój osobisty, ewoluować w bardziej świadomą czego chcesz od życia. I czego nie chcesz. Dla niego nadal granie na komputerze jest istotnym elementem rozrywki, może życia, tobie już szkoda czasu na morpegi. I z drugiej strony, dla niego marnowaniem czasu jest chodzenie na spacery, czytanie twoich, daruj słowo, wypocin, edukowanie się w kwestiach dziecięcych.
– A ja się zastanawiam – wtrąciła nagle Czarna Pantera, wciąż zresztą wpatrzona w żurawie, teraz już z wolna ulatujące w obranym wreszcie konkretnym kierunku – czy wy na dobrą sprawę nie zaczęliście budować tego związku na, ekhem, skłamanych podstawach? Oboje trochę z grzeczności naginając swoje standardowe upodobania? A teraz przyszedł czas, że każde z was zrzuciło maskę, każde wróciło na swoje własne śmieci i okazało się, że mają one za mało punktów stycznych, poza oczywistymi codziennościami.

– Tak, chyba macie trochę racji. – Kriss zaciągnęła się aromatem coraz chłodniejszych jaśminów. – Ale jednak czasami myślę, że w sumie jest ok, i że może trochę przesadzam. Wiecie, jakbym nie do końca ufała sama swoim osądom, swojej… czy ja wiem, jak to określić? Intuicji?
– Sądzę, że to akurat myślenie pewnie ma podłoże w twoich relacjach z mamą i jej jakże uroczej skłonności do zaprzeczania faktom, a co gorsza cudzym uczuciom? – Podsunęła uprzejmie Rozalynd. – Jasne, takich rzeczy raczej nie robi się z premedytacją, zazwyczaj wynikają z troski połączonej z najzwyklejszym brakiem psychologicznej wiedzy, ale fakt, że potrafią poddanemu takiej… manipulacji dziecku całkiem nieźle zryć beret. Skoro najbliższa mu osoba tak często w reakcji na jego obawy odpowiada „wydaje ci się tylko, jesteś przewrażliwione, nie, na pewno tak wcale nie było, na pewno ten ktoś wcale tak nie myślał”, to mamy piękny przepis na stworzenie osoby ustawicznie podważającej własne osądy, myśli i uczucia.
– No to… – Kriss spojrzała na nią bezradnie – skąd ja mogę wiedzieć, czy to, co mi się wydaje, co myślę, czy czuję jest… prawdziwe i w jakim stopniu? Skąd mogę mieć pewność, że może rzeczywiście nie jestem przewrażliwiona? Może tylko chcę gonić za jakimś ulotnym i nierealnym wyobrażeniem o związku, zamiast zwyczajnie zejść na ziemię i docenić to, co mam? Jestem niby dorosła – zakończyła niemal płaczliwie – a totalnie nie potrafię tego rozwikłać!
– No dobra, a co czujesz teraz? – Zapytała Matylda. – Abstrahując od poczucia niepewności, czy to co czujesz jest prawdziwe, czy nie?
– Noo… wydaje mi się, że chcę czegoś innego – odparła wolno Kriss – czegoś bardziej… jakościowego na poziomie intelektualno-duchowym. I że gdyby nie wspólne dzieci i nasza aktualna sytuacja ekonomiczna, to byśmy się pewnie rozstali. Ale bardzo możliwe, iż gdy zadasz mi to pytanie za kilka dni, to powiem ci, że przecież wszystko jest w porządku i że chyba tak mi się tylko wydawało, że do siebie nie pasujemy…

To powiedziawszy Kriss przyłożyła do ust swój kubek i dopiła zimną herbatę.
Żurawi nie było już słychać.

14 myśli na temat “Dwie połówki różnych jabłek

  1. A ja myślę, że Kriss jest całym, pysznym owocem, a nie żadną połówką jabłka!🙂To po pierwsze. A po drugie… życie jest długie! (Człowiek nie czuje, jak się rymuje😉)
    I czasem nie trzeba decydować od razu. Czasem ta chwila zawieszenia, rozterki, też coś wnosi, pomaga nam urosnąć…
    I może nadejdzie moment, że po prostu Kriss podejmie decyzję i zrobi jakiś radykalny krok naprzód? A może w międzyczasie ten drugi owoc ją dogoni i stworzą razem wyborną sałatkę? A może wydarzy się coś jeszcze innego, nieoczekiwanego?
    W życiu często nie ma oczywistych rozwiązań i takich „hell, yes!” momentów, czasem po prostu trzeba poczekać…
    Jakie to trudne, jak ciężko jest nie frustrować się po drodze, wie chyba każda z nas, wszystkie byłyśmy chyba kiedyś tam, gdzie Kriss…
    Ale ja wierzę, że jej się ułoży, że będzie jeszcze bardzo szczęśliwa-cokolwiek to będzie dla niej znaczyło🙂
    Piękne opowiadanie!❤️❤️❤️

    Polubione przez 1 osoba

    1. Wiesz, myślę, że właśnie takiego stonowanego, wyważonego głosu rozsądku brakuje mi w dzisiejszych przekazach. Które albo mówią, że „widziały gały co brały”, albo, kategorycznie się od takich reliktów przeszłości odcinają wołając dla przeciwwagi, by kończyć definitywnie związek, w którym nam coś nie pasuje, bo nasz własny dobrostan jest wartością nadrzędną.
      A przecież rzeczywiście ten stan zawieszenia, czekania na dalszy rozwój wypadków jest czymś całkiem normalnym. Pozwala lepiej poznać siebie, głębiej przyjrzeć się swoim myślom, ale też może ochłonąć…
      Bardzo Ci dziękuję za ten komentarz, naprawdę odświeżył mi perspektywę, znormalizował normalność, że tak sobie napiszę.
      ❤️

      Polubione przez 1 osoba

    1. Ach, całe szczęście mąż Kriss aż tak drastycznie się o jej twórczości nie wypowiada jak Matylda. On raczej z tych, co do tworów swej partnerki podchodzą dość obojętnie.
      No, niemniej…

      Polubienie

  2. Decydując się na związek, który z założenia ma trwać całe życie nigdy nie wiemy, czy któregoś dnia, tak po prostu czar nie pryśnie, a my zostaniemy z poczuciem że to już nie nasze miejsce. To z jednej strony przykre, ale to niczyja wina. Tak po prostu w życiu bywa.

    Polubione przez 1 osoba

    1. Tak. I tylko czasami trwamy w tym siłą rozpędu, albo mówiąc sobie, że nie chcemy skrzywdzić tej drugiej osoby, albo, albo, albo… Wiele mamy argumentów za utrzymaniem związków, w których uczucie już wygasło.
      Dzięki za komentarz, Alex!

      Polubione przez 1 osoba

Skomentuj

Wprowadź swoje dane lub kliknij jedną z tych ikon, aby się zalogować:

Logo WordPress.com

Komentujesz korzystając z konta WordPress.com. Wyloguj /  Zmień )

Zdjęcie z Twittera

Komentujesz korzystając z konta Twitter. Wyloguj /  Zmień )

Zdjęcie na Facebooku

Komentujesz korzystając z konta Facebook. Wyloguj /  Zmień )

Połączenie z %s