Pegazania nr 3 – mój ulubiony przepis kwarantannowy. Kakaowe ciasto muffinkowe

Ponieważ smaczne przepisy, a już zwłaszcza w smutnych realiach zamknięcia, odcięcia od społecznych relacji i zalewu mrożących krew w żyłach informacji dotyczących ilości zarażonych i ofiar śmiertelnych są zawsze w cenie, postanowiłam uczynić je tematem przewodnim kolejnego Pegazania. Na pewno macie swoich lockdownowych faworytów, dania, które umilają Wam czas, odciągają myśli od przygnębiających tematów i pozwalają się zrelaksować – czy to na etapie robienia bałaganu w kuchni, czy też późniejszego pałaszowania z apetytem jego efektu.

Obiecałam Basi już dwa razy (!!) pewien przepis, z którego bardzo często korzystam z kilku powodów. Po pierwsze ciasto to bardzo szybko się robi, po drugie uwielbiam wcinać je na surowo (tak, ja wiem, że to niezdrowe i można się rozchorować, dlatego zawsze większość ciasta staram się jednak władować do foremki i upiec), a po trzecie upieczone, z obowiązkowym zakalcem (tak, wiem, że i to jest niezdrowe. Ale, po prawdzie, to można powiedzieć, że takie ciasta W OGÓLE nie są zdrowe, no ale kaman, nie bądźmy zbyt zasadniczy!) też jest naprawdę niezłe. I gdy skończą się w domu zapasy zakupionej przez męża wbrew wyraźnym i kategorycznym zakazom czekolady mlecznej z nadzieniem jogurtowym oraz chrupkami, dobrze jest móc wrzucić je na ząb w charakterze słodkiej nagrody za przetrwanie dnia. A stosowanie wzmocnień pozytywnych w przypadku posiadanej na stanie hałastry uważam za swój moralny wręcz obowiązek. Względem zarówno siebie samej, co ich.

Zanim przejdę do meritum, tytułem wstępu pragnę wyjaśnić, że ja osobiście, w związku z kilkoma spośród wyżej wymienionych powodów, bardzo dążę do tego, by w moim cieście pojawił się zakalec. Czy, żeby było lekko wilgotne, a może wręcz surowawe w środku, jeśli to nie jest to samo. Jeśli zatem ktoś woli uzyskać ciasto niezakalcowate, to powinien zapewne bardziej trzymać się zasad, jak na przykład przypilnować, by użyte składniki miały temperaturę pokojową (co wydłuża nam czas oczekiwania na ciasto, więc bez sensu), mieszać mokre z suchymi tyle o ile, jak to piszą fachowo: „do połączenia się składników”, i to najlepiej w jedną tylko stronę, no i – jako wisienka na torcie – nieco dłużej potrzymać ciasto w piekarniku, do, jak to mawiają znawcy arkanów pieczenia, „suchego patyczka”.

Owo mieszanie w jedną stronę zawsze wydawało mi się idiotycznym wymysłem, szczególnie, że babcia, z którą w całym swoim życiu tylko RAZ piekłam ciasto, gdy domagałam się od niej wyjaśnień takowej instrukcji powiedziała mi tylko „bo tak się robi”, co nijak nie usatysfakcjonowało mojego dociekliwego dziecięcego umysłu. Dopiero całkiem niedawno wszechświat uchylił mi rąbka tej tajemnicy na jednym z kulinarnych blogów, czytanych masochistycznie z burczeniem w brzuchu nad głową usypianego na rękach dziecięcia… Więc to ponoć sprawia, że coś tam coś tam, przez co jest mniejsze prawdopodobieństwo powstania zakalca. Innymi słowy – moja własna intuicja nie myliła mnie w tej kwestii – jest to zasada, którą powinnam łamać. Ta informacja jest dla mnie najważniejsza.

A zatem przejdźmy do konkretów.

Kakaowe muffinki

Potrzebne składniki:

1. Suche:

  • 2 szklanki mąki pszennej
  • 1/2 szklanki cukru (często daję mniej, wtedy mąż rzadziej mi to ciasto podjada, a poza tym wyrzuty sumienia jakby mniejsze w tych czasach ogólnego cukrohejtu)
  • 4 łyżki kakao (gdy Damacjusz pomaga mi to ciasto robić dajemy trochę więcej, bo i tak część ląduje na blacie, podłodze, piecyku, itd. To taki protip dla rodziców przedszkolaków z podziwu godnym zacięciem kulinarnym. Nie ma za co i łączę się w bólu.)
  • 2 łyżeczki proszku do pieczenia

2. Mokre:

  • 1 szklanka mleka
  • 1 jajko
  • 1/2 szklanki oleju

Wykonanie:

  1. Mieszamy osobno składniki suche i osobno mokre.
  1. Wlewamy mokre do suchych i mieszamy „do połączenia składników”.
  1. Przelewamy do czego tam chcemy: foremek na muffinki, czy keksówki.
  1. Pieczemy w 180 stopniach*: muffinki ok 15 minut, w keksówce jakieś 25 minut.

*Ja moje ciasto wsadzam do zimnego piekarnika, z włączonym termoobiegiem.

Wybaczcie, jeśli moje wskazówki są trochę mało precyzyjne, ale ani nie jestem orłem gotowania, ani też do tego tytułu w żadnym razie nie aspiruję. Męczy mnie żmudne odmierzanie odpowiednich ilości i ścisłe trzymanie się wytycznych.

Z ciastem tym czasem sobie eksperymentuję i mogę Wam polecić też wersję jasną, z nutą pomarańczy i kardamonu. Wtedy wystarczy zamiast kakao dodać startą na drobnych oczkach skórkę pomarańczy (z 1, albo 2 owoców, ale jak chcecie więcej, to śmiało, ja Wam nie bronię), można też wyciśnięty sok, bo czemu by nie? No i szczyptę kardamonu do smaku. Też jest obłędne.

Mam taki okres w swoim życiu (zwany macierzyństwem?), w którym uwielbiam po położeniu małych ludzików wreszcie spać przygotować sobie moją odstresowującą kolację węglowodanowo-węglowodanową: na spód miseczki wrzucam kawałek ciasta, na to wkrawam w plasterkach banana, dorzucam inne owoce: wiśnie, truskawki, maliny, porzeczki etc – jakieś dwa rodzaje. Na to kulka lodów Grycana, najlepiej bakaliowych, trochę mleczka z tubki z Gostynia (ach, smak dzieciństwa i szaleństw na obozach jeździeckich!), garść rodzynek i voila!, jestem gotowa do oglądania seriali z mężem.

Część obostrzeń zniesiono, ale COVID-19 nie śpi. Wciąż jest obecny w naszych życiach i straszy. Wzywam Was więc niniejszym – podzielcie się swoim przepisem, ku radości pozostałych. Może my też popróbujemy, może rozkochamy się w Waszych potrawach. Jeśli chcecie, opiszcie też, jak lubicie relaksować się nad tym daniem w czasie pandemii. Na kanapie, oglądając seriale na Netflixie, a może pod kocykiem, prowadząc dyskusje na Skypie z przyjaciółmi? Czy raczej siadacie przy oknie i kontemplujecie widoki?

27 myśli na temat “Pegazania nr 3 – mój ulubiony przepis kwarantannowy. Kakaowe ciasto muffinkowe

  1. Słuchaj, bo ja całkowicie nieobeznana w temacie muffinek, ile się tego wlewa do foremki? Mam kiepską wyobraźnię jeśli chodzi o skalę wzrostu.
    O to, czym jest keksówka nie zapytam, co by się nie zbłaźnić do końca. Już sobie wygugluję. 😀

    Polubione przez 1 osoba

  2. Ja się w ogóle nie relaksuję. Zwłaszcza nad ciastem. Przez tą cholerną kwarantannę przybyło mi 5 kilo i nijak nie mogę zrzucić. Wróciłam do pracy, dużo biegam (za autobusem i po zakupy) i nic. Podjęłam bardzo bolesną decyzję i odstawiłam sobie słodycze. A teraz mam syndrom odstawienny i cierpię.

    Polubione przez 1 osoba

  3. O, widzę, że jesteśmy na tej samej wieczornej diecie węglowodanowej 😀
    Mufinki robię podobnie, ale ja jestem fanatykiem suchych. Mogą być nawet zjarane, takie mam zachcianki 😀
    Och, bakaliowe Grycany! Ostatnio pożaram sama pół litra! Oczywiście na noc, do Netflixa 😉

    Polubione przez 1 osoba

Dodaj komentarz