Twoje zdrowie jest sprawą twoich najbliższych. Nie tylko twoją

Grzegorz

Pan Grzegorz, lat 71, jest chory. Na dzień dzisiejszy niemalże przykuty do łóżka, gdyż stał się zbyt słaby, by wstać z niego o własnych siłach. Na scenę wkroczyły pieluchy, bo nie jest w stanie dojść do łazienki, ani przy pomocy żony, ani ze specjalnym chodzikiem na kółkach. Chudy jak szczapa, niewiele je. Cień człowieka. Gdy mówi, jego głos jest cichy, jakby jego właściciel zaraz miał się rozpaść w drzazgi. Albo rozpłakać.

Co mu jest? Nie wiadomo.

I nie, wcale nie dlatego, że okazał się dla medycyny nierozwikłaną zagadką. Że mimo wielu miesięcy badań w szpitalach lekarze bezradnie rozłożyli nad nim ręce. Nie. Bo w ogóle w żadnym szpitalu nie był. W zasadzie można powiedzieć, że nie był u lekarza. Nie drążył, nie szukał. Owszem, po wielu namowach zrobił podstawowe badania krwi, które pokazały bardzo niski poziom hemoglobiny. Lekarka rodzinna, której poskarżył się na osłabienie, zawroty głowy i chudnięcie („o – powiecie – a jednak poszedł do doktora!”) uznała, że to anemia, zaleciła brać żelazo. Jednak żelazo daje pewne objawy, nazwijmy je, gastryczne. Odstawił po kilku dniach. Bez konsultacji z lekarką. W ogóle więcej do niej nie poszedł. Anemia często wynika z innych chorób. Czy gdyby zgłosił się do lekarki ponownie, zasugerowałaby jakieś dalsze badania? Czy szukałaby przyczyny takich wyników?

Martyna

Martyna pamięta dzień, w którym siedziała z Anetą, żoną Grzegorza a swoją teściową, w ich kuchni. Kiedy próbowała przekonywać ją, żeby wzięła sprawy w swoje ręce. Martynie, pochodzącej z rodziny o dość „bogatej tradycji nowotworowej”, jego objawy wydały się niepokojące. To nie był pierwszy raz, kiedy im o tym napomykała. Naciskając, że im szybciej się tym zajmą, tym lepiej. Że przecież współczesna medycyna potrafi sobie z naprawdę wieloma rzeczami poradzić. Nie była gołosłowna – przywoływała w charakterze przykładów przypadki swojego ojca i babci. Nie bardzo chcieli słuchać. Oboje. On uparcie wzdragał się przed lekarzami. Ona wyłamywała palce. Mówili coś o starości. Martyna przecierała oczy ze zdumienia, gdyż jej właśni rodzice, zaledwie kilka lat młodsi od nich, choć też oboje z historiami chorobowymi, robili dziennie po 8-12 kilometrów w spacerach z psem i pielęgnowaniu ogrodu.

– Wiesz, nigdy sobie bym tego nie umiała wybaczyć – płaczliwym głosem mówiła Aneta Martynie owego dnia w kuchni – gdybym oddała Grzegorza na badania do szpitala wbrew jego woli, a on by tam umarł.

Rozmowa ta miała miejsce rok temu i wtedy nie było jeszcze tak źle. Jeszcze był w stanie iść z żoną na zakupy do pobliskiej Biedronki.

Rodzina

Najbardziej debilny argument Grzegorza? „Przecież każdy musi kiedyś umrzeć”. Albo myślenie typu „mamy dzieci, pomogą nam”.

Gdzie tu logika, by nie dbać o swoje zdrowie, nie chodzić do lekarzy, gdy coś nam dolega, nie szukać, nie drążyć? Ba – nie iść nawet na darmowe przesiewowe badania, gdy dostało się imienne zaproszenie, bo „przecież na pewno trzeba czekać po kilka miesięcy na wolny termin, nie wiesz jak to jest?”, i w zamian wybierać powolną – w zasadzie – agonię, w czasie której już na kilka terminów byśmy byli w stanie się załapać? I czy to w porządku – przy takiej upartej ignorancji dla własnego zdrowia – oczekiwać, że nasza rodzina potulnie będzie w tym siedzieć z nami? Że żona, sama skarżąca się na bolący kręgosłup, zarzuci swoje życie towarzyskie, zrezygnuje z odwiedzin u rodzeństwa, u dzieci, u wnuków, by móc nas doglądać, pomagać chodzić do łazienki?

Inna rzecz, że rodzina, która już na samym wstępie rezygnuje z wszelkich prób przekonania delikwenta do większego zadbania o swe zdrowie, nie wspominając już nawet o wzięciu spraw we własne ręce, by choćby wezwać do chorego lekarza, no bo „nie chce, to nie chce, co zrobisz?”, sama kręci na siebie przysłowiowy bicz. Przecież może problemem Grzegorza jest w równej mierze psychika? Może owa rezygnacja z walki o siebie ma źródło w depresji? Czy oni wszyscy, swą biernością pozwalając mu na powolne zapadanie się w sobie, na tą długą, acz stanowczą wędrówkę ku śmierci, sami nie będą jej współwinnymi?

47 myśli na temat “Twoje zdrowie jest sprawą twoich najbliższych. Nie tylko twoją

  1. Niby tak. A teraz przechodzimy do praktyki. Jak wygląda to oddanie kogoś do szpitala wbrew jego woli, które wspomina Aneta Martynie, bo przyznam, że nigdy z czymś takim się nie spotkałam.

    Polubione przez 1 osoba

      1. No właśnie, przekonanie. Inaczej jest, gdy jestem tą osobą, która myśli, że ktoś coś może zrobić, tylko nie za bardzo mu się chce, a inaczej, gdy to ja jestem tą osobą, co teoretycznie powinna wykonać rzecz o której inni sądzą, że jest konieczna. Druga sprawa to wolność. Ludzie starsi naprawdę jej nie tracą z wiekiem – to że to teraz my wydajemy głośniejsze dźwięki niż oni, nie oznacza, że mamy prawo manewrować ich życiem.

        Polubione przez 1 osoba

        1. Innymi słowy: każdy ma prawo dokonywać swoich własnych wyborów, dobrze Cię zrozumiałam? Jeśli decyduje, że nie chce iść do lekarza, z jakiegokolwiek powodu, to powinniśmy po prostu uszanować tą decyzję? A co z jej konotacjami? Kto w takim razie ma mierzyć się później z konsekwencjami tego wyboru? Czy w ogóle ktoś musi to robić poza samym zainteresowanym? Bo przecież oni też mają wolność wyboru i mogą machnąć ręką na pomoc, czy nawet wręcz – pielęgnację tej osoby? Szczególnie w takim wypadku, kiedy jej obecna sytuacja wynika z jej własnej decyzji. Bo jeśli uznajemy wolność jednostki, to bądźmy konsekwentni i uznajmy wolność wszystkich członków danej rodziny.
          Można by tu wręcz zapytać, czy w tym konkretnym przypadku Grzegorz swą wolnością niejako nie niewoli chociażby swojej żony?

          Polubione przez 1 osoba

          1. Uznaję wolność jednostki, w takim razie uznaję też prawo drugiego człowieka do nie opiekowania się kimś z rodziny tylko dlatego, że to rodzina. Wydaje mi się, że żona Grzegorza podjęła konkretną decyzję w tej kwestii jakiś czas temu. Bo nawet brak decyzji, jej zawieszenie, też jest decyzją.

            Polubienie

          2. A mi się wydaje, że bierność żony Grzegorza jest tak naprawdę odroczeniem decyzji, czy przerzuceniem całego problemu w całkiem niedalekiej przyszłości na dalszych członków rodziny – w tym przypadku na ich dorosłe już dzieci. Możemy przypuszczać, że problem będzie wówczas daleko bardziej nawarstwiony, że Anicie w końcu „wysiądą” plecy od wykraczającej poza jej siły pielęgnacji coraz słabszego Grzegorza.

            Wówczas oboje będą wymagać opieki i nie łudźmy się, że jakakolwiek „wolność” ich dzieci do jej odmowy zostanie uznana w świetle prawa – wręcz przeciwnie, zostaną one zobowiązane bądź osobiście zająć się obojgiem schorowanych rodziców, bądź też opłacić opiekę nad nimi. Idąc dalej – jeśli nie będzie ich stać na wariant drugi, najprawdopodobniej będą zmuszone decydować, które porzuci pracę, by móc całe dnie poświęcić na opiekę. To już pociągać może (acz jasne, nie musi, ale bądźmy realistami) całe łańcuszki rozżalenia, wzajemnych animozji itd itp.

            A wszystkiemu temu można by zapobiec, gdyby Grzegorz poszedł do kilku lekarzy. Można z dużym prawdopodobieństwem założyć, iż gdyby od razu tak zadziałał, to znaleziono by i wyeliminowano przyczynę dolegliwości, a Grzegorz mógłby cieszyć się całkiem niezłym zdrowiem jeszcze z kilkanaście lat.

            Polubione przez 1 osoba

          3. @Herne, ja nie neguję tego, że może się stać tak, jak mówisz. Twierdzę tylko, że zachowanie Grzegorza jest prawdopodobnie zupełnie zgodne z tym jak żył do tej pory: część jego problemów spadało na żonę, a resztę zamiatał pod dywan. Znam przepisy dotyczące opieki i znam realia. Szczególnie interesujące jest to w przypadku, gdy tacy starsi ludzie mają kilkoro dzieci – dość rzadko udaje się dogadać i po prostu zrzucić na dobry dom opieki. Raczej pojawia się Święta, która wszystko koordynuje i zmienia te pampersy (zazwyczaj kobieta) oraz reszta, która symuluje pomoc i od czasu do czasu sugeruje, że opieka nad chorym mogłaby być lepsza, ale X się nie stara. Bardzo nie fair, a powtarza się w polskim społeczeństwie do znudzenia. Wracając więc do Grzegorza i praktyki: jak go przekonać?

            I jeszcze dodatkowy wątek z życia: a jeśli taką osobą jest prawie 90-letnia kobieta, która powinna leczyć astmę, ale można zadzwonić na pogotowie dopiero jak zacznie tracić przytomność, bo gdy jest z nią danego dnia ok, to na wiadomość o tym, że może poszłaby do lekarza, staruszka grozi, że dostanie ataku serca? Life is hard.

            Polubione przez 1 osoba

  2. Trudny temat. Sama nie wiem jak reagować na takich opornych delikwentów, a raczej delikwentke, bo myślę właśnie o mojej mamie.

    Nie pójdzie do lekarza i koniec. Połyka witamin, popije ziółek i samo przejdzie. Ehhh… 🤷‍♀️

    Polubione przez 1 osoba

    1. Czasem można wybaczyć – gdy w grę wchodzi zwykłe przeziębienie, czy inna pierdoła (choć w dzisiejszych czasach i przeziębienie może człowieka zaalarmować ;)). Jednak niefrasobliwość w obliczu większych dolegliwości po prostu mnie chyba już gniewa…

      Polubione przez 2 ludzi

    2. Ale, nawiązując do mojej powyższej wymiany argumentów ze Świechną – jak Ty odnosisz się do zachowania swojej mamy? Próbujesz ją przekonywać, czy uznajesz, że ma prawo do własnej decyzji i milczysz?

      Polubienie

      1. Śmiechną sie nie przejmuj. Juz nie na jednym blogu grasowała. Szuka dziury w całym, wszystko podważa dla samego aktu podważenia, bo wszystkie rozumy pozjadała, a argumenty ma czesto z dupy i czysto hipotetyczne.

        Polubione przez 1 osoba

        1. 😋
          Czyżby Świechna zaszła Ci za skórę? 🤔
          Tak, wiem, że lubi popolemizować, zauważyłam to już. Ale póki dyskusja przebiega w kulturalnym tonie, to nie mam nic przeciwko takim filozoficzno-akademickim dysputom 🤪

          Polubienie

          1. Że tak powiem, krzywdząco, nietrafnie i bardzo szybko mnie oceniła, do tego jeszcze szczuła na mnie innych blogerow i osoby z nimi zwiazane. Esencja dojrzalosci na jaką sie kreuje 😛

            Polubienie

  3. Dużo jest takich ludzi. Tak naprawdę są egoistami, nie chce im się badać, boją się szpitali, lekarzy, diagnozy, ale skazywać swoich bliskich na cierpienie, patrzenie na to i opiekę nad sobą już nie.. Nikt nie lubi przebywać w szpitalu, ale wolałabym to niż przez własną lekkomyślność stać się ciężarem dla rodziny.

    Polubione przez 5 ludzi

    1. Chyba rzeczywiście to faceci. Wiesz, twardziele, to nie mogą się skarżyć 😉 A potem dziwimy się, że statystycznie kobiety żyją kilka-kilkanaście lat dłużej…

      Polubienie

  4. Nigdy nie byłam w takiej sytuacji, ciężko mi powiedzieć, jak bym się zachowała…Przeraża mnie odbierania starszym ludziom wolności samostanowienia o sobie, ale tez nie wyobrażam sobie patrzenia bezczynnie na to, jak bliska osoba uprawia autodestrukcję… Pewnie próbowałabym ciosać kołki na głowie do skutku…ale w sumie to nie wiem na 100%, co bym zrobiła…Sama bardzo się martwię na co dzień o moich rodziców, a oni są bardzo racjonalni i dbają o siebie…

    Polubione przez 1 osoba

    1. Jak zawsze wszystko zależy od całego… kontekstu. Ja moim też pewnie ciosałabym owe kołki na głowie i chyba dlatego tak zdumiewa mnie, że niektórym tajemniczo pogarszający się stan zdrowia ich bliskich zdaje się zwisać i powiewać. Można, moim zdaniem, powoływać się na wolność danej persony do podejmowania własnych wyborów, ale czyż wolność jednej osoby nie powinna kończyć się tam, gdzie zaczyna naruszać wolność drugiej? Niby można powiedzieć, że żona/mąż/dzieci mają prawo odmówić opieki nad tą osobą, ale w praktyce zawsze to na kogoś jednak „spada”…

      Dużo zdrowia dla Twoich rodziców! 🙂

      Polubione przez 2 ludzi

  5. Myślę, że warto jest rozmawiać z taką osobą (której coś dolega a nie chce iść do lekarza). Nie mówić jej co ona „powinna” zrobić, tylko mówić jej jak MY (bliscy) się z tym czujemy i jak na nas to wpływa. Może faktycznie tak jak wspomniałaś powyżej Grzegorz nie czuł się po prostu ważny, nie chciał zawracać sobą nikomu głowy, stwierdził że nawet jak umrze, to co z tego? Albo podświadomie gdzieś pragnął żeby bliscy się nim opiekowali, zajmowali? Ciężko powiedzieć, co jest przyczyną takiego zachowania…

    Polubione przez 2 ludzi

    1. Masz rację, nikt nie lubi, kiedy mu się mówi co powinien robić, natomiast swój punkt widzenia, od strony własnych emocji i obaw związanych z tą sytuacją można takiej osobie wymalować – tak jak napisałaś, ona wcale nie musi być tego świadoma

      Polubione przez 1 osoba

  6. Miałam teścia 140 kg, nie dbał o siebie, był zły jak ktokolwiek wtrącał się w jego tłuste menu. Kiedy trafił na łóżko, na lata, bo najpierw szpital, później dom opieki i trzeba było dwóch silnych pielęgniarzy, aby obrócili go na drugi bok, czy podnieśli do pozycji siedzącej, to dopiero wtedy żałował, że nie pomyślał o tym wcześniej, ale i tak w szufladzie trzymał salceson i parówki o które prosił synów, aby przynosili. Kiedy ja byłam chora, bo lekarz podejrzewał mnie o depresję, zaraz zajęła się wszystkim Konstancja. Znalazła miejsce na NFZ i czuwała nad moja obecnością na terapii. A kiedy pielęgniarka doniosła jej, że mama opuściła dwie terapie, zadzwoniła i powiedziała „Mamusiu ja nie będę mówiła Ci co masz robić, zrobisz jak uważasz, ale ja chciałabym abyś znowu była taka szczęśliwa jak kiedyś”. Wróciłam. Dokończyłam. Najpierw zrobiłam to dla niej, dla mojego dziecka, a później już dla siebie, jak zobaczyłam, że to mi pomaga. Jak jesteśmy chorzy to warto pomyśleć nie tylko o sobie ale i o naszych bliskich. Gdybym teraz była chora, to walczyłabym o życie na pierwszym miejscu dla moich dzieci. Wiem jak dużo dla nich znaczę. Pozdrawiam Ciebie Herne i bardzo dziękuję za ten wpis. Jesteś mądrą i bardzo dobrą istotą. Dziś opowiadałam mojej Konstancji o Tobie.

    Polubione przez 1 osoba

    1. Dziękuję Ci za dobre i podnoszące na duchu słowa. Bardzo takich ostatnio potrzebuję 😘

      Chwała Tobie, że poddałaś się w końcu terapii i chwała Konstancji, że tak mądrze Cię do tego dopingowała i wspierała. To bardzo, bardzo cenne!
      W przypadku Grzegorza na moje oko brakuje właśnie takiego mądrego pokierowania ze strony najbliższych – żony, dzieci. Oni wszyscy zdają się wychodzić z założenia, że to jego sprawa i „jak nie chce, to nie chce”, i nawet nie próbują uświadomić mu, że przecież gdyby poddał się badaniom, a potem leczeniu, to mógłby jeszcze cieszyć się dobrym zdrowiem, a co za tym idzie – też czasem spędzanym z rodziną. Nie – on wybrał powolną agonię, a oni cicho na to przyklasnęli.

      Polubienie

    2. Ach, zapomniałam jeszcze – co do Twojego sporych rozmiarów teścia – zobacz, jak wiele osób nie dba o siebie, a wręcz szkodzi sobie (bardzo zła dieta, papierosy, brak ruchu, na przykład) mówiąc przy tym „przecież to MOJE zdrowie, nic wam do tego”. Tylko w ogóle nie myślą o tym, że konsekwencje tych ich „wyborów” ponoszą nie tylko oni – ktoś musi łożyć na leczenie, ktoś musi się opiekować, ktoś cierpi z powodu ich choroby…

      Polubienie

  7. Myślę, że to przede wszystkim strach przed diagnozą. Moja mama jest taka sama. Lekarz, czy pobyt w szpitalu to dla niej ostateczność i równa się prawie śmierci. Ostatnio wywróciła się na ulicy, trochę się pościerała ale na wykonanie prześwietlenia nie wyraziła zgody. Potem przyznała, że zaczęła się dusić ze stresu w momencie kiedy pomyślała, że mogą zabrać ją do szpitala. Nic nam nie powiedziała o upadku. A gdyby tak coś się stało, pękłoby żebro, nie pomyślała że miałoby to konsekwencje nie tylko dla niej ale dla nas wszystkich. Choć wiadomo, że gdyby była potrzeba to byłabym z nią 24 godziny na dobę.

    Polubione przez 1 osoba

    1. Wiesz, ja w sumie trochę rozumiem ludzi, którzy obawiają się jechać do szpitala teraz, w czasach pandemii. Bo dochodzi może trochę strach przed zarażeniem koronawirusem. Ale owej obawy przed diagnozą o której piszesz (a wydaje mi się, że rzeczywiście w wielu przypadkach tak jest) nigdy chyba nie pojmę. Bo dlaczego ci ludzie zakładają, że diagnoza równoznaczna jest jakiemuś wyrokowi? Ona tylko umożliwia szybkie wdrożenie leczenia. Rzeczywiście też znam wielu ludzi, którzy zdają się myśleć, że dopóki – że użyję takiej metafory – prześwietlenie nie wykaże złamania, to owo złamanie nie istnieje.

      Polubione przez 1 osoba

      1. Ja też rozumiem, dlatego nie naciskałam na mamę w kwestii wizyty w szpitalu. Kupiłam maść na stłuczenia i rany i pytałam ciągle czy boli i czy może oddychać. Na szczęście okazało się, że to było jedynie stłuczenie, choć oczywiście to nasza własna diagnoza. Nie wiem co siedzi w głowach ludzi, którzy boją się diagnozy, ale może tak jak mówisz dopóki nie ma tego na papierze, to choroba nie istnieje.

        Polubione przez 1 osoba

  8. Trudny temat. Sama nie wiem, jak bym zareagowała. Z jednej strony rozumiem niechęć do spędzania życia u lekarzy, jednak póki nie wiadomo co się dzieje – warto działać. Bo może się okazać tak, jak piszesz. Że czas spędzony w gabinecie będzie znacznie krótszy, od powolnej agonii i może przed nią uchronić.
    No i niestety, przychodzą momenty kiedy człowiek nie jest w stanie spojrzeć na sytuację obiektywnie, a brak decyzji wydaje się łatwiejszym wyjściem.

    Polubione przez 1 osoba

    1. To co piszesz, że „brak decyzji wydaje się łatwiejszym wyjściem” natchnęło mnie do takiej myśli, że w tej konkretnej sytuacji wszyscy (i Grzegorz, i jego żona, i ich dzieci) zdają się czekać, aż kto inny zdecyduje za nich.

      Polubione przez 1 osoba

    1. Przykro mi z powodu koleżanki 😦

      Masz oczywiście rację, że to jest skomplikowane. Jednak takie powolne umieranie bez jakiejkolwiek wiedzy co w ogóle jest przyczyną bardzo trudno mi zrozumieć.

      Polubione przez 1 osoba

  9. Wesz co, to jest ciekawy temat. I trudny. Zwłaszcza w czasach, kiedy do lekarza nie sposób się dostać, a ludzie chodzili błagać o zdjęcie szwów znajomych weterynarzy… 🙂 ogólnie jestem zdania, że dbać o siebie trzeba. Co jakiś czas kontrolować swój stan zdrowia. Ale nie jest to nic przyjemnego. Trochę gdzieś podświadomie rozumiem ludzi, którzy się do łażenia po lekarzach nie palą. Moja babcia zawsze mówiła, że w szpitalu to się umiera. Dużo starszych ludzi ma taki pogląd, że lepiej pożyć aktywnie i spokojnie kilka miesięcy, niż rok czy półtora w dyskomforcie spowodowanym leczeniem, ze świadomością, że koniec się nieuchronnie zbliża. Nie mówię, że to jest dobre podejście. Ale jest obecne w społeczeństwie.

    Polubione przez 1 osoba

    1. Tak, też takie podejście obserwuję. Ale w wielu przypadkach wynika ono po prostu z fałszywych założeń. Tak jak to, że rak oznacza wyrok. A często wystarczy przez pół roku, może rok podratować zdrowie i wrócić do niezłego jakościowo życia. I – co więcej – żyć i korzystać z życia jeszcze przez wiele lat!

      Polubione przez 1 osoba

Dodaj komentarz