Idziemy sobie brzegiem jeziora, idziemy raźno, bo obie tak lubimy, spowalniane tylko sporadycznym marudzeniem towarzyszącego nam szczenięcia, kiedy daje znać, że już pora wziąć je na ręce oraz znów puścić luzem. Jezioro faluje, puszcza nam po twarzach zajączki ze światła załamującego się w delikatnych falach. Las puchnie od śpiewu ptaków, odurza zapachem kwitnących bzów, szelestem młodych brzozowych liści opowiada swoje historie.
Ty opowiadasz inną historię, mniej radosną, bo wyznajesz mi, że brak ci wśród znajomych choć jednej osoby, której mogłabyś się zwierzać, z którą mogłabyś tak naprawdę o wszystkim porozmawiać. Wyliczasz po kolei wszystkie pary, z którymi się czasem ze swym mężem spotykacie i pod lupę bierzesz konwersacyjne ułomności każdej z pań. Sekunduję dzielnie (choć opowieść tą już słyszałam od ciebie kilka razy), bo sama też lubię mieć dobrych słuchaczy, takich, którzy nie wcinają mi się co drugie zdanie z własną opowieścią, zapewne dużo bardziej fascynującą i godną opowiedzenia od mojej. Kiwam głową, potakuję, popieram. Czasem dorzucę kilka słów na temat. Bo wiesz, ja świetnie rozumiem ten problem – kiedy brakuje ci kogoś do pogadania. Kto wysłucha, kto będzie. Dlatego słucham, dlatego jestem.
A ty?
***
Rozalynd zapatrzyła się w odległe chmary żurawi majaczące niewyraźnie, jak miraż, na tle ciemnej ściany lasu. Może to zresztą wcale nie były żurawie, może to tylko podnosząca się znad łąk mgła? A może to wcale nie miało znaczenia?
– Tak bardzo się cieszę, że Cię mam. – powiedziała. – Że trwasz przy mnie w tych dobrych, radosnych momentach, ale też – i chyba przede wszystkim – w chwilach rozpaczy, kiedy mam wrażenie, że mimo rozcapierzonych szeroko palców gotowych pochwycić najdrobniejszą wymykającą się im gałązkę nadziei, osuwam się po śliskiej ścianie obezwładniającego poczucia niemocy na samo dno wewnętrznej pustki. Że jesteś tą osobą, na którą zawsze mogę liczyć, która zawsze wysłucha, wesprze na swym ramieniu, przed którą nie muszę wstydzić się wylewanych rzewnie łez. Która nie ocenia, a w zamian trwa wiernie w najgorszych zawieruchach.
– Pamiętam taki dzień; była to jeszcze jesień, ale tego ranka śnieg spadł po raz pierwszy. Planowany był na ten dzień klasowy hubertus i od kilku dni wszyscy byliśmy bardzo podekscytowani. Jednak z uwagi na ów śnieg, który otulił śliską bielą leśne trakty i wiejskie ścieżki, impreza została odwołana. A w każdym bądź razie jej główny cel; właściciele ośrodka obawiali się bowiem wysłać grupę nastolatków ośnieżonymi trasami na podkutych koniach. Czy jakoś tak. Miały być w zamian jakieś konkursy i zabawy bez udziału wierzchowców, na maneżu, i miały być już wcześniej obiecane grochówka oraz bigos.
Ale jakoś nie miałam na te bezkonne zabawy ochoty. Opuściłam rozradowaną klasę, udając się do stajni. Siedząc na betonowym żłobie przemawiałam okrągłymi zdaniami do zajadającego owies gniadosza, gładząc go po szyi, tudzież drapiąc po gwiazdce na czole. On strzygł uszami, parskał z zadowoleniem, przeżuwał jasnożółte ziarna i słuchał. Zwierzęta są dobrymi słuchaczami. Nie przerywają, nie wtrącają się, nie zmieniają tematu usiłując koniecznie opowiedzieć anegdoty z własnego życia, z których robi się cały ciąg opowieści coraz bardziej odbiegających od tego, co samemu się mówiło, czy w ogóle dopiero chciało powiedzieć. Nie dają niechcianych rad, w tym pyszałkowatym przekonaniu, że są ci one niezbędne do właściwego pokierowania swym losem. Po prostu SŁUCHAJĄ. Patrzyłam ponad czarną grzywą poprzez otwarte wierzeje stajni na leniwie płynące ku zmarzniętemu gruntowi płatki śniegu, na majaczące w oddali, za sosnowym ogrodzeniem maneżu, hałaśliwe sylwetki kolegów i koleżanek z klasy. Nie pamiętam nawet, jak długo tam siedziałam. Chyba całkiem sporo czasu tak upłynęło, bo ominęły mnie wszystkie dziwne konkurencje. Ominęło mnie też wręczenie pamiątkowych floo; to przeznaczone dla mnie wzięła czyjaś młodsza siostra, czy brat, ale miałam to gdzieś. Podobnie, jak wtedy, gdy ostatecznie, choć uiściłam wcześniej stosowną opłatę za udział, nie wybrałam się na swoją imprezę absolutoryjną na studiach. Ważniejszy jest przecież dyplom od pamiątkowych fotek z ludźmi, z którymi w zasadzie nie czuje się związanym, od tej całej nadętej imprezy, na którą jeszcze, mój boże, trzeba się elegancko ubrać, prawda? Nie poszłam więc, a mój opłacony pamiątkowy biret wziął sobie ktoś inny. Pamiętasz?
– I tak mi się właśnie przypomina ten gniadosz, ten mój dialog z nim, czy też monolog wygłoszony do niego, kiedy myślę o Twojej milczącej przy mnie obecności. Dziękuję, że jesteś. Że słuchasz, podobnie jak tamten koń, nie oceniając, nie przerywając. Że jesteś przy mnie w sposób, który wystarcza. Że JESTEŚ, że trwasz.
Cóż z tego, że nie posiadasz fizycznej powłoki, namacalnego ciała, konkretnej postaci? Cóż z tego, że istniejesz de facto chyba tylko w mojej wyobraźni, jeśli spełniasz odpowiednio swoją rolę, Przyjacielu?
Kiedy Rozalynd skończyła nie było już ani żurawi, ani mgły. Nie było też i słońca. Dzień zapowiadał się pochmurny. Wiał silny wiatr.
Ale piękne… i strasznie wzruszające…Jakoś mnie tak coś za gardło chwyciło po lekturze, i nie chce puścić… 😉
I prawdziwe. Nie rozumiemy często, jak ważna jest po prostu nasza obecność. Trwanie przy kimś. Bycie dla kogoś, tak naprawdę. Nie trzeba wcale nic mówić, trzeba po prostu być.
Niektóre zdania w tym tekście to takie perełki, że chciałabym zrobić sobie z nich naszyjnik! 🙂 ❤
Masz niezwykły talent, z każdym kolejnym Twoim tekstem uderza mnie to jeszcze bardziej. Dziękuję! 🙂
PolubieniePolubione przez 2 ludzi
❤️ Dziękuję Ci za piękne i niezwykle motywujące słowa! ❤️
Wiesz, z biegiem lat (a może bardziej trzeba by powiedzieć – wraz z nabywaniem życiowego doświadczenia?) dostrzegam, że i ja wyniosłam z domu tę męczącą konwencję doradzania w miejsce po prostu wysłuchania. Dopiero dziecko, czy wiedza, jaką zaczęłam przyswajać od jego pojawienia się w moim życiu, zaczęło otwierać mi oczy na moje własne błędy w tej materii. I uczyć, że świadome BYCIE dla kogoś ma bardzo często dużo większe znaczenie od udzielania rad. Bo nie każdemu o nie chodzi, kiedy przychodzi nam płakać w poły płaszcza.
Hmm, może powinnam teraz innym RADZIĆ, by uczyli się SŁUCHAĆ? 😉
PolubieniePolubione przez 1 osoba
Dobre rady zawsze w cenie! 😀
PolubieniePolubione przez 1 osoba
A jak!
PolubieniePolubione przez 1 osoba
I dlatego, że w wyobraźni, to nie wtrąca się, słucha słucha. Mocno zaznaczyłaś, że ludzie potrzebują tylko wygadania, wysłuchania, bez niechcianych rad. Moja koleżanka Marta, jak dzwoni, zawsze jednak potrzebuje jednego i drugiego. Wysłuchania i poradzenia, co ja uczyniłabym w takiej sytuacji. Ja też jestem z tych ludzi, co lubię jak ktoś to jakkolwiek skwituje, a nie milczy jak zaklęty. Ten koń, to raczej pod terapię podchodzi. Czyli powiedz głośno, ułóż w zdania myśli i uczucia.. Pięknie opisujesz przyrodę z leśnego spaceru.
PolubieniePolubione przez 1 osoba
Dziękuję Ci, Basiu 🙂 Mam taką piękną przyrodę na spacerach, to tylko staram się ją jakoś uchwycić słowami 😉
Jasne, czasami potrzebujemy i chcemy by nam doradzono. Myślę jednak, że wtedy zazwyczaj, wygadawszy się, prosimy o radę. Dajemy rozmówcy wyraźnie znać, że chcemy jej od niego usłyszeć. Wydaje mi się za to, że kiedy z kolei oczekujemy tylko wysłuchania, wsparcia i ZROZUMIENIA, to ewentualne rady, wcale nie chciane, potrafią nas nieraz tylko pogrążyć w jeszcze większym chaosie i poczuciu bycia nierozumianym.
Och, a już właśnie najgorzej, gdy w połowie zwierzeń orientujemy się, że nasz rozmówca wcale nas tak naprawdę nie słucha…
Co do konia – taka hipoterapia z poziomu żłoba, co? 😉
PolubieniePolubione przez 1 osoba
W tej historii był koń, u mnie w realu jet kocur syjamski. Tak samo milczący. czasem tylko wyrwie mu się miau. Uwielbiam go za to. Za to miau też. Czuje że rozumie mnie. ja naprawdę mówię do niego,- „dziękuję, że jesteś”
PolubieniePolubione przez 1 osoba
To zrozumienie, u człowieka, u kota, czy konia, jest na wagę złota 🙂
PolubieniePolubione przez 1 osoba
Cenię za to – z ludzi moja starszą córkę, a z istot innych kocurka Kleosia
PolubieniePolubione przez 1 osoba
Och, chciałabym w przyszłości mieć tak dobre relacje z moimi dziećmi, jak Ty masz z Koną! 🙂
PolubieniePolubione przez 1 osoba
Będziesz!!! Wspomnisz moje słowo.
PolubieniePolubione przez 1 osoba
Niech się stanie! 🙂
PolubieniePolubione przez 1 osoba
Amen!
PolubieniePolubione przez 1 osoba
To przykre, że wielu ludzi nie umie rozmawiać. Jesteśmy zbyt zaabsorbowani sobą, albo, jak zaznaczyłaś, uważamy, że mamy prawo oceniać czyjąś sytuację swoimi oczami.
Jednak czasem potrzeba drugiej pary oczu, która spojrzy z innej perspektywy.
PolubieniePolubione przez 1 osoba
O tak, chyba nie sposób uciec od oceny cudzej sytuacji przez pryzmat własnych doświadczeń. Możemy, sądzę, ćwiczyć się w empatii, ale nie zawsze przecież mamy za sobą doświadczenia pozwalające nam właściwie ocenić czyjś punkt widzenia. I masz rację, to też bywa jak najbardziej pożądane – możemy ukazać rozmówcy zupełnie inną perspektywę.
I to ciekawe, prawda? Że mówić uczymy się już od dziecka, ale rozmawiać – znacznie później.
PolubieniePolubione przez 1 osoba
Bardzo trafne spostrzeżenie. Może trochę zależy od tego, jak traktujemy rozmowę z dzieckiem. Czy damy mu gaworzyć, ledwo słuchając „bo to tylko dziecko”, czy będziemy rozmawiać z zaangażowaniem?
Ale ciężko powiedzieć, nie mam tyle doświadczenia z dziećmi, żeby stwierdzić na pewno.
PolubieniePolubione przez 1 osoba
Może rzeczywiście ma tu związek fakt, że często z dzieckiem „rozmawia się” nie wkładając zbyt wiele serca w rzeczywiste słuchanie? Albo jak się traktuje emocje dziecka na zasadzie: „nie płacz, TO nie jest powód do płaczu” – dziecko może już wtedy uczy się, że cudze emocje, a dalej idąc – cudze sprawy się nie liczą?
PolubieniePolubione przez 1 osoba
Dla mnie to jasne, ze te dialogi/monologi prowadzone sa przez nas z samymi soba. To nie wyobraznia, to nie kon- to jedynie my sami 🙂
PolubieniePolubione przez 1 osoba
A racja, racja, bywa i tak 🙂
Choć przyznasz, że czasem dobrze robi możliwość pogadania, czy WYGADANIA SIĘ przed kimś innym? 🙂
PolubieniePolubienie
Preferuję dialogi, z wciskanymi, nawet na siłę, anegdotami. Bo jak ktoś tylko słucha – to równie dobrze mogłabym gadać do obrazu – jak ten dziad. Dialogi mają swą dynamikę. A monologi… najlepsze u Szekspira 😉
PolubieniePolubione przez 1 osoba
Racja. O ile taki dialog, za sprawą owych wciąż nowych anegdot, nie staje się nagle MONOLOGIEM tej drugiej strony 😉 A znam takie przypadki, nawet całkiem sporo. Nie jestem obrazem, nie lubię 😉
P.S. Aye, Szekspir w monologi jest całkiem niezły. Dialogi natomiast podobały mi się zawsze u Sapkowskiego. I nie tylko te z Yarpenem Zigrinem 😉
PolubieniePolubienie
Aczkolwiek krasnoludy mają coś w sobie 😉
PolubieniePolubione przez 1 osoba
Bez wątpienia! 🙂
PolubieniePolubienie
Ja mam silną potrzebę by czas ktoś mnie tylko wysłuchał. Nie oceniał,nie doradzał, nie wtrącał się. Tylko słuchał. Podarowanie swojej uwagi komuś innemu to piękna rzecz…
PolubieniePolubione przez 1 osoba
Dokładnie. Najlepiej to docenić – standard – kiedy albo nikt nas nie słucha, albo non stop raczy swoimi dobrymi radami 😉
Kurczę, ciekawe, to niby taka NIEWYMAGAJĄCA potrzeba – bycie zwyczajnie wysłuchanym, prawda?
PolubieniePolubienie
W zasadzie to już dawno miałam ci napisać, ale nie chcąc być posądzona o lizusostwo jakoweś, zamiaru zaniechałam. Ale teraz napiszę, a co tam. Twoje opowiadania, język jakiego używasz, treść, forma, wszystko są niesamowite. Nie mogę się od nich oderwać, widzę to wszystko, i nie mogę się przyczepić absolutnie do niczego (chociaż czasem lubię się czepiać 😀 ) To są najlepsze opowiadania, jakie kiedykolwiek czytałam na blogach.
Koniec, już, wystarczy.
PolubieniePolubione przez 1 osoba
Ojejku jej ❤️
Dziękuję za przemiłe słowa. Aż się zarumieniłam 🙂
PolubieniePolubione przez 1 osoba
Masz talent, więc czyta się ze wzruszeniem każde słowo. Dziękuję za te przeżycia.
Pozdrawiam
PolubieniePolubione przez 1 osoba
Dziękuję Ci, Ultro 🙂
Cieszę się, że udaje mi się poruszać pewne czułe struny u czytelników 🙂
PolubieniePolubienie
Lepiej mieć jednego, szczerego przyjaciela, który zawsze wysłucha i nigdy nie będzie oceniał, a doradzi i położy rękę na ramieniu, niż stu tych którzy uśmiechają się na wspólnej fotografii, a potem znikają, gdzieś w przestrzeni. Czasem tak trudno odnaleźć taką osobę, może całe życie nie uda się zbliżyć do kogoś na tyle by móc zaufać bezgranicznie. A zwierzę, czy to koń, czy pies, czy rybka w akwarium, to w naszym przekonaniu najlepszy przyjaciel, bo kto inny jak nie on potrafi zatrzymać wszystkie nasze sekrety tylko dla siebie?
Pozdrawiam.
PolubieniePolubione przez 1 osoba
Tak. Zdecydowanie trzeba sobie kupić psa 🙂
PolubieniePolubione przez 1 osoba
Nie należę do osób, które mają potrzebę zwierzania się, opowiadania o wszystkim, i nie przepadam za stawianiem mnie w roli spowiednika. A przyjaźń… każdy ma jakiś interes.
PolubieniePolubione przez 1 osoba
Czyli nie uznajesz czegoś takiego jak przyjaźń?
Dziękuję za komentarz 🙂
PolubieniePolubione przez 1 osoba
Na to pytanie odpowiem (niebawem) postem na swoim blogu.
PolubieniePolubione przez 1 osoba
Czekam zatem z niecierpliwością 🙂
PolubieniePolubienie
Nie rzucam obietnic na wiatr. Napisałam post o przyjaźni, ale z uwagi na zmianę formuły bloga wkleiłam tekst na miejsce starego (niezbyt udanego wpisu), pod którym nikt nie zostawił komentarza. Oto link:
https://mieszczka.wordpress.com/2018/08/03/rozterka/
PolubieniePolubione przez 1 osoba
Dzięki Ci bardzo za rozwinięcie tematu 🙂
PolubieniePolubione przez 1 osoba
Jakie to prawdziwe !
PolubieniePolubione przez 1 osoba
Ech, niestety, prawda?
PolubieniePolubienie