O różowych żłobkach. Czy coś w stylu tęczowego jednorożca.

Dzisiaj będzie krótko (ale może za to treściwie), gdyż ogary zwęszyły trop zająca i poszły w las. Co skutkuje czasochłonącym (właśnie tak, nie inaczej pisanym) polowaniem na chyżego długoucha, któren chwilami wygląda mi trochę na takiego kreowanego lustrzaną powierzchnią. Ale nie, to wszystko siedzi w mojej głowie, to wszystko mój wymysł, zając jest realny! („Zły Zgredek! Niedobry Zgredek!” – podmiot liryczny okłada się stolikiem nocnym.)

Cała ta nagonka odbywa się za sprawą jednego z moich blogowych maratonów, którego wynikiem była niezwykle odświeżająca seria wizyt (czy może raczej: „znajomość”?) u FreelanceMamy (http://freelancemama.pl/) i doznane za jej sprawą objawienie. Jestem więc na etapie poddawania tegoż – i siebie – serii testów.

Goni mnie więc akuratnie pewien Deadline, ale jak wiecie (przyjmijmy) ja jestem masochistycznym osłem i dla mnie takowe bywają atrakcyjnymi marchewkami. Że Męża nie ma w domu przez calutki tydzień, to wszystko tu jest na mojej głowie, w tej liczbie, poza szacownym jego wysokością Damacjuszem, dom i ogród. Innymi słowy, dom popada radośnie w ruinę, zaś ogród… jaki ogród? Bo Damacjusz władcą jest zaborczym i drzemkami dziennymi w zasadzie i z zasady gardzącym. Z panem Deadlinem randkuję dopiero po udaniu się monarchy na nocny spoczynek, co o tyle jest trudnym, iż sama łapię się na drzemaniu z piórkiem w ręce i tabletem na kolanach. Tak więc dom i ogród poszły, z powyżej lakonicznie, acz celnie, nakreślonym skutkiem w odstawkę.

Tyle tytułem WSTĘPU.

– Czego więc dusza chciała? – spytała siedząca okrakiem na barykadzie, na którą powiodła ją niejaka Wolność Matylda.

Otóż z racji kilka miesięcy wcześniej przechodzonych perypetii żłobkowych postanowiłam zawczasu zadbać o przedszkole dla Damacjusza (podkreślam, Damacjusz jeszcze nie ma roku).

Jest taki jeden przybytek w Naszej Miejscowości, de facto przysłowiowy żabi skok od naszej na chwilę obecną w ruinę – co już ustaliliśmy – popadającej rezydencji, gdzie, jak wieść gminna niesie, dzieci się mają jak pączki w maśle. Wieść gminna ma postać naocznych świadków, znanych osobiście, więc jest mocna. Do tego dzieciarnia karmiona jest tam dobrze i zdrowo, a menu na cały tydzień można zawsze podejrzeć na stronie. Też chciałabym tak się stołować, słowo daję. Całość okraszona ładnym otoczeniem, spokojną okolicą, bliskością lasu, mnóstwem atrakcji i zajęć dla dzieciaków, oraz dofinansowaniem z gminy. Słowem, warto zawczasu zabezpieczyć tam miejsce dla potomka, by nie obudzić się za jakiś czas z ręką w znacznie odleglejszych i ofertowo uboższych alternatywach. Znowu.

Że dodzwonić się dość trudno, „siadłam przed klawiaturą”:

„Dzień dobry,

Chciałam zapisać synka (urodzonego w [… – rok, miesiąc – …]) do Państwa przedszkola. Na chwilę obecną zapisany jest na listę oczekujących na miejsce w żłobku.

Mam w związku z powyższymi kilka drobnych pytań: [kilka drobnych, acz niezwykle ważnych pytań dotyczących zapisów do przedszkola]

Z góry dziękuję za odpowiedź.

Pozdrawiam

[…]”

„Dzień dobry,

Miejsce w żłobku zwolni się od 01 listopada br. Oznacza to, że dziecko w październiku mogłoby już uczęszczać do żłobka w ramach zajęć adaptacyjnych płatnych w nielimitowanych godzinach.

Proszę o informację czy jest Pani zainteresowana?

Pozdrawiam

[…]”

Tak więc, dzięki niebywałej intuicji swej genialnej rodzicielki, która kazała jej pomyśleć o przedszkolu akurat w tym, a nie nieco wcześniejszym, bądź ciutkę późniejszym, momencie na osi czasu, Jego Wysokość Damacjusz pójdzie do żłobka, o jakim marzą wszyscy mali władcy. A już na pewno rodzice małych władców.

A na koniec jeszcze drobna dykteryjka:

Spacerujemy sobie z Damacjuszem po Naszej Miejscowości. Ja, jak przystało na sługę, pchając ten ciężki wózek po piaszczystych drogach, on, jak przystało na monarchę, siedząc z zaciekawieniem wymalowanym na fizjonomii w swej karocy i władczym gestem wskazujący coraz to nowe elementy mijanego krajobrazu. Zabawa polega na tym, że on pokazuje, ja opowiadam i nazywam rzeczy po imieniu.

Mijamy dwie panie w wieku średnim. Jedna z nich, gdy wózek z pasażerem przesuwa się wolno koło niej, z doprawdy jakże miłym entuzjazmem wykrzykuje do drugiej:

– O, jaka śliczna dziewczynka!

Nie wyprowadzam z błędu. Nie chcę wdawać się w bezsensowne rozmowy o „kolorze płci”, tudzież równouprawnieniu. Sama ubrałam Damacjusza w tą pluszową bluzę.

Bladoróżową.

12 myśli na temat “O różowych żłobkach. Czy coś w stylu tęczowego jednorożca.

  1. Nie wiem skąd się wzięło społeczne przekonanie, że kolor różowy jest zarezerwowany wyłącznie dla dziewczynek? A taki Prosiaczek z Kubusia Puchatka? Chłopczyk, cały na różowo, już ma tyle lat i jakoś mu to nie przeszkadza! 😉

    Polubienie

      1. To zakończenie dotyczące różowej pluszowej bluzy jest fenomenalne i zaskakuje komentatorów dowcipnym „sama założyłam”. Cieszyć się należy, że ludzie zwracają uwagę, bo w naszych czasach wcale nie jest to takie oczywiste.
        Zasyłam serdeczności

        Polubienie

Dodaj odpowiedź do Seeker Anuluj pisanie odpowiedzi